Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
combie - początek

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna » Historia Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
combie - początek
Autor Wiadomość
combie
Członek Gildii
Członek Gildii


Dołączył: 01 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Post combie - początek
Wioska bloodhoof zawsze wyglądała miło i zachęcająco. Również dziś, podczas festynu księżycowych wróżek. Domki zdobiły różnokolorowe wstążki i łapacze snów. Na małym placyku, nad ogniskiem, piekło się kilka plainstraiderów oraz, mniejsza ilość, świń. Po wiosce kręcili się nie tylko taureni. Orki i trolle również zaszczyciły swoją osobą wioskę taurenów. Chodź wioska nie była duża, już z daleka można było usłyszeć gwar, nie codzienny jak dla tego miejsca. Głośne rozmowy, brzdękania bardów i porykiwania kodo.
Gdy zaczęło się ściemniać, wszyscy usiedli w kręgu ogniska, pewien troll wyciągnął swój specjalnie spreparowany łuk z dodatkowymi cięciwami z którego można było dobrze strzelać, jaki i świetnie wygrywać melodie przypominające dźwiękiem lutnię. Słowa wyśpiewywane przez trolla mi.n. brzmiały:

Czas już wyruszać, czas iść. Bo się boję, że co tu miłe jest, przepadnie. Sam wolę odejść niżeliby mi zabrano szczęście. Czas już wyruszać. Czas w drogę iść. Wolę więcej szczęścia nie zaznać, niż w piekle zgnić.

Widać było, że troll był młody. Ledwie osiągnął trollską męskość, czyli miał jakieś 15 lat. Piosenka nie miała większego sensu, toteż wśród innych zaproszonych słychać było śmiechy i pokpiwania. Lecz dwaj mieszkańcy Mulgore nie zwracali uwagi na tłum, nie śmiali się z niewydarzonego trolla, nie wymieniali złośliwych argumentów odnośnie nietypowej fryzury trolla. Co prawda miło im było słuchać brzdąkania, ale nie zwracali nań większej uwagi. Byli zajęci sobą.
- Jak myślisz kiedy? - zapytał życzliwie Krey, barczysty tauren z uwydatnionymi mięśniami. Roznosił się od niego zapach ziół, jako, że był zielarzem.
- Już nie długo, już nie długo. - odpowiedziała Bena, taureńska kobieta o przyjaznych oczach i mądrym spojrzeniu. Pachniało od niej wyciągiem ze srebrnego liścia, jako, że była alchemiczką.
- Wiesz, powiem ci, że o czymś zapomnieliśmy.
- Tak?
- Tak. Myślałaś jako go nazwiemy?
- Hmm... - Bena pogłaskała się bo uwydatnionym, kulistym brzuchu. - combie.
- combie? Co to za imię?
- combie i już.
- Dobrze, dobrze niech będzie combie.
- Mamo! Mamo! - zawołała mała taurenka imieniem Mani. - Czy mogę odejść od ogniska i pobawić się z orkami? Mamo! Zgódź się.
- Dobrze, dobrze. Idź tylko nie oddalaj się daleko. - Odparła Bena.
Mani odbiegła w stronę chatki w towarzystwie 3 małych orków. Nie wiadomo czy dziewczynek czy chłopców. Bez głębszych oględzin nie dało się jasno powiedzieć czy dziecko orka jest płci męskiej czy, żeńskiej.
- Ach, te dzieciaki. Nie długo będziemy mieli dwa.
- Chłe, chłe - zaśmiał się dziko ork, wymachując udkiem z ptaka - Patrzcie go! Myśli, że jak ma instrumenta, to już artysta jaki! Ty trollu! Już moja świnia więcej wygra w korycie niżeli ty na tym patyku który zwiesz lutnią! Złaźże ze środka, bo mi ognisko zasłaniasz! - odgryzł kawał mięsa - Tak! do ciebie mówię niewydarzony grajku!
Troll nic sobie nie robił z wyzwisk jego, i innych gości. Grał nawet coraz głośniej. Festyn trwał do rana. Troll wciąż grał i śpiewał tyle, że trochę ciszej i słabiej. Nie liczni wytrwali do końca święta. Większość porozchodziła się do domów.
- Tato! Tato! combie nasypał mi sproszkowanego świądoliścia do spodenek! - poskarżyła się Kreyowi Mani - Tato!
- combie! - krzyknął Krey - chodź tu na momencik. Ile razy ci mówiłem, żebyś nie dokuczał siostrze?
- Przepraszam. Już nie będę - powiedział z lekkością w głosie combie i, niewidocznie, wsypał garść kolców z róży do bucików Mani.
- Krey - zawołała Bena, męża - myślę, że czas posłać małego do szkoły.
- Po co? wszystkiego, to jest zielarstwa, nauczy się ode mnie. A ty nauczysz go robić eliksiry...
- Mysi się też znać na innych rzeczach - ucięła Bena - alchemia to nie wszystko.
- No dobrze, niech ci będzie. Ale nie przestaniemy go uczyć sporządzania eliksirów i umiejętnego zbierania ziół. Przecież widać, że ma do tego talent.
Prawdą było, że combie znał się na roślinach. Wiedział jak długo gotować pędy tęczowca, żeby za jego pomocą zabarwić pranie żony piekarza na jaskrawo różowy kolor. Wiedział też ile płatków marianu zmieszać z korą z drzewa śliwkowego, żeby u powoźnika kodo spowodować swędzącą wysypkę.
combie wbrew pozorom lubił Mani. Czasami razem dokarmiali psa Kayla, lub razem łowili ryby. Tego dnia ich relacje uległy gwałtownemu przewrotowi.
- Nie wiedziałem, że zadajesz się z tą głupią dziewczyną - zadrwił kolega combiego.
- Che, che - zaśmiał się inny tauren w jego towarzystwie. - weźmiecie ślub czy, co?
- combie i Mani, siedzą na drzewie! - komentował inny kumpel.
Żarty głupkowatych kolegów były jednakowo tępe jak i niewyszukane. combie odbiegł od Mani, wymierzył palcem i rzekł:
- Jak mogliście tak pomyśleć? Nie zadaję się z tą krową? Przecież jej twarz wygląda jakby rozdeptał ją kodo. W ogóle ona wygląda jak kodo!
Koledzy combiego śmiali się do rozpuku walając się po trawie.
- Cha, cha, cha - śmiał się ten który nazwał Mani głupią - combie, ty to jesteś!
combie wypowiadał inne obraźliwe komentarze w stosunku do Mani, lecz ona nie słyszała. Płakała. Płakała, upokorzona przez własnego brata. Upokorzona przed innymi. Nie zważając na upomnienia rodziców, w płaczu pobiegła do małego kanionu w którym rezydowały stwory które wyglądały jak karły ze świńskimi twarzami.
- Mani, czekaj! to tylko żarty. - krzyknął combie w stronę Mani - Nie pamiętasz co mówił tato? Tam jest niebezpiecznie!
Mani nie słyszała. Wbiegła do spowitej czerwonawymi pyłami przełęczy. Znikła ze wzroku.
- Zostaw ją combie. - powiedział jeden z taurenów - pobeczy i wróci.
- Właśnie stary. - powiedział tauren który do tej pory się nie odzywał. Jedynie się śmiał - Chodź. Pogrzebiemy patykiem w mrowisku.
- To posunęło się za daleko. - odburknął combie - Powiedzcie moim rodzicom, że spóźnię się na kolacje.
combie pobiegł do kanioniku wołając imię siostry.
- Hrr. Zobacz panie, - wycharczał karzeł z twarzą świni - co nam się hrr trafiło. Hrr tauren! A jaki Hrr dorodny!
- Świetnie! Hrr. - odchrząknął inny podobny stwór - Zupa hrr będzie! Hrr dawaj ją tu!
- Hrr! Panie! - wyseplenił jeszcze jeden stwór. Wyglądał tak samo jak inne - Hrr jeszcze jeden sie nam hrr trafił!
- Doskonale hrr. oprócz hrr zupy zjemy pieczeń hrr!
- Mani! - krzyknęła zawartość drugiej sieci.
- Cicho hrr! Bo cię hrr pałą zdziele! Hrr!
- Przygotować hrr palenisko!
- Już się hrr ogień pali, w garnku hrr woda! Do hrr gara taurenów hrr do gara!
- Już czuję hrr smak mięsa! - wychrząkał stwór. Trzymając Mani i kierując się w stronę kotła.
Nagle siatka w której znajdował się combie pękła i tauren wyleciał na ziemię.
- Te bo nam hrr ucieknie.
Jeden ze stworów skupił ręce w dziwnym znaku i w stronę combiego poleciała elektryczna kula z ciekawie wyglądającym ogonem. Trafił w cel. combie krzyknął po czym padł unieszkodliwiony na ziemię. Mani krzyczała. Coraz głośniej w miarę przybliżania jej do gara z gotującą się wodą. combie był sparaliżowany, lecz w sobie czuł gniew. Ognisty gniew. Poczuł jak ognień wypełnia jego ciało aż po koniuszki palców, aż po kopyta. Szarpnął się, wydobył z poczycia bezwładności. Niewiarygodnie szybko dobył leżącą nieopodal kość. Płoną gniewem. Niespodziewanie kość którą trzymał również zapłonęła. Spod gara ognień, jak pocisk, przeniósł się na kość. Kość cała płonęła, lecz combiego ten ogień nie parzył. Chwycił kość oburącz i wymierzył cios stworowi który trzymał Mani. Cios śmiertelny. W furii pobiegł ku innym stworom. Wymierzał ciosy. Łamał kości. Wnet spostrzegł, że jeden z stworów znowu porusza rękami w dziwny sposób. Kula przypominająca błyskawicę trafiła combiego. Zachwiał się, lecz nie padł. Teraz to ręce combiego składały się w dziwne znaki. Same. Kierował nimi ogień. Wnet szata stwora zaczęła się tlić. Po chwili świniowaty karzeł stał w ogniu. combie padł na ziemię. Nie za sprawą uderzenia. Ze zmęczenia.
combie poczuł zimną wodę na twarzy. Ocknął się. Leżał na swym łóżku. Obok była Bena, Krey i Mani.
- combie! wszystko dobrze? - zapytała z nadzieją Bena - Dobrze się czujesz?
- Wody - wybełkotał combie.
- Mani przynieś wodę - ponaglił córkę Krey.
- Mani mówiła mi co się stało. Czy...
- Tak. - odpowiedział combie. nie zastanawiał się nawet. Wiedział, że Mani nie skłamała - Tak, to wszystko prawda.
- Mogliście zginąć! - Zaczął Krey.
- To moja wina. Ojcze. Przeproszę Mani. Zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła. - powiedział combie zadziwiająco przekonującym i szczerym głosem.
- Jak odpoczniesz, jak odpoczniesz dziecko. - Powiedziała Bena i razem z Kreyem wyszli z pokoju.
Sen combiego przerwał tupot małych kopyt. Weszła Mani.
- Przepraszam, że cię obudziłam... - zaczęła Mani
- Nie. To ja przepraszam. Przeze mnie mogliśmy zginąć. Ty mogłaś zginąć. Byłem głupi. Wybacz mi, chodź nie wierzę, że po tym wszystkim...
- Wybaczam - ucięła Mani i siedziała z bratem tak długo dopóki sama nie zasnęła.
Gdy combie poszedł do szkoły myślano, że nie będzie dobrym uczniem. Myślano, że będzie wagarował i przyklejał gumy pod blaty stolików. Mylono się. Był jednym z lepszych uczniów. Chodził do tej samej klasy co Mani. Chodź była starsza, combiemu nie sprawiało problemów bycie jednym z lepszych uczniów. W domu czytał książki, a alchemia była dla niego jeszcze łatwiejsza niż kiedyś. Już nie barwił prania żony piekarza. Teraz otrzymał wywar wybielający pranie. Strażnikowi kodo wyłożył zbroję miękkimi liśćmi co dodawało komfortu w jego żmudnej pracy. Chodź dużo się uczył i coraz bardziej poznawał swoją zdolność manipulacji żywiołami i przekształcania ich w pomocne totemy, to miał czas dla przyjaciół. Zawsze miał czas dla Mani.
Po skończeniu szkoły opuścił Mulgore w celu zdobycia większej kontroli nad żywiołami. Wyprawa trwała długo i combie mógł na zawołanie rozpalić ognisko ze zmokłego drewna, albo ugasić pożar drewnianego domu stojącego na środku pustyni.
Wędrówka miała się dobrze. Dobrze do chwili gdy wrócił do Mulgore. W jego rodzinnych stronach panował chaos. Trwała wojna. Wojna z centaurami. combie gotów był stanąć do wali jako zwykły żołnierz, lecz poproszono go by sprowadził pomoc. Udał się do krainy krwawych elfów gdzie spotkał dwójkę ,,osobliwych" podróżników.

,,Chyba czas by combie dowiedział się prawdy o swej siostrze." Pomyślała Bena.

Tę historię dedykowałem pewnej osobie, ale będę dedykował zdrajcom.


Ostatnio zmieniony przez combie dnia Pią 22:48, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Śro 20:26, 27 Sty 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna » Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin