Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Przypadki Licha Ivandrilla (1)

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna » Historia Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Przypadki Licha Ivandrilla (1)
Autor Wiadomość
Ivandrill
Guild Master
Guild Master


Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Post Przypadki Licha Ivandrilla (1)
Krew na rękach

Była zimna, grudniowa noc. Pruszył śnieg, dostrzegalny jedynie dzięki bladej poświacie księżyca. Z ciemności wyłoniła się zakapturzona postać jadąca na karym koniu. Z pyska wierzchowca unosiły się opary, powodowane zapewne przez niską temperaturę. Stąpał powoli, wydawać się mogło, że przebył daleką drogę i nie poniesie już zbyt długo sego pana na grzbiecie. Jeżdziec odziany był w czarną, dość zniszczoną szatę. Jego płaszcz opadał aż do jego stóp, powiewując od czasu do czasu. Na dłoniach miał grube, czarne rekąwice ze skóry. Podobnie wyglądały buty, które włożone były w żelazne strzemiona. Kaptur, tak jak reszta ubioru, był czarny. Z pod niego nie widać było nic, wydawać się mogło, że jeździec nie ma twarzy. Ta pustka przyprawiała każdego dreszcze. Zarówo ogier jak i dziwna postać, która go osiodłała wyglądały złowieszczo. Wzbudzali strach i niepewność, każdy kto, ujrzałby ich, poczułby, że zbliża się koniec jego dni.
Szkapa zbliżała się powoli do starego budynku okrytego strzechą. Wyglądałby, jakby w każdej chwili miał się zawalić. Odpadał z niego tynk, niektóre okiennice były przechylone lub wogóle wyrwane. Z niektórych okien wydzialało się dość słabe światło. Wejście natomiast było oświetlone przez dość dużą, ale dziwacznie przechyloną latarnię. Podróżny dostrzegł szyld z napisem: "Gospoda pod szarym jeleniem" oraz dość uproszczonym wizerunkiem tego zwierzęcia. Dochodziły go odgłosy rozmów, od czasu do czasu jakieś krzyki i śmiechy. Postanowił zapukać do potężnych, dębowych drzwi, zjedzonych trochę przez korniki.
Po chwili drzwi otworzył starszy, dość gruby, mile wyglądający człowiek. Widocznie zdziwił się na widok przybysza, dziwnie wyglądającego i przychodzącego o tej porze. Po krótkim zaskoczeniu ocknął się i zaczął:
-Witaj nieznajomy wędrowcze. Gospoda pod szarym jeleniem chętnie ugości cię pod swoim dachem - przerwał na chwię i przełknął ślinę - jeśli oczywiście - zająknał się - nie przy.., nie przysp.. nie przysporzysz nam kłopotów - wrócił do normalnego tempa - My jesteśmy ludzie mili i nie szukamy po prostu zaczepki. Grzane wino, wygodne łóżko, ale zero kłopotów.
- Nie ma problemu - powiedział chłodno podróżny- zjem coś, trochę odpocznę i ślad po mnie zniknie - zaśmiał się złowieszczo, choć pewnie takiego zamiaru nie miał.
- Widzę, żę się rozumiemy. Wejdź więc i skorzystaj z naszej gościnności - odrzekł karczmarz z widoczną ulgą.
Podróżny wszedł do gorącej izby. Wyglądała na bardzo obszerną, a jednak była praktycznie wypełniona po brzegi przez rożne osoby - ludzi, krasnoludów, elfów. Jego wejście spowodowały dziwne poruszenie - zaczęł się szmery, szepty, część zaczęła się trząść, inni dziwnie patrzeć. Zakapturzona postać usiadła przy najniej oświetlonym stole w rogu sali. Po chwili podeszła do niego dość młoda dziewczyna.
- Witam zmęczonego wędrowca. Czy podać coś do picia lub do jedzenia ? - zapytała z nieśmiałością spodowaną zapewne przez strach.
- Niech będzie grzane wino i jakaś ryba. Jakakolwiek.
Dziewczyna już miała zapytać jaka dokładnie ryba, ale postanowiła sobie wziąć do serca słowo "Jakakolwiek" i odeszła do kuchni. Wędrowiec natomiast czekał, stukając palcami o stół. Wzrok reszty gości oraz karczmarza wciąż tkwił w przybyszu. Po kilkunastu minutach czekania, nadeszła dziewczyna i dała zamówiona strawę, za którą następnie zapłacił. W trakcie jedzenia drzwi gospody otworzyły się i wszedł mężczyzna w grubym, skórzanym płaszczu z dwoma rapierami podpiętymi do pasa. Po chwili podszedł do stołu, przy którym siedziała zakapturzona postać.
- Witaj Ivandrill. Słyszałem, że masz poważne kłopoty na karku - powiedział z lekkim zaniepokojeniem
- Witaj Nadirze. Nie mylisz się, co do mojej osoby - powiedział ze śmiechem - Mam nadzieję, że mój stary przyjaciel pomoże mi w potrzebie. - Rzekł to z lekkim niepokojem na twarzy - A więc wiesz, że jestem poszukiwany i jest nalożony na mnie wyrok śmierci. Chciałbym, żebyś pomógł mi uciec z Lordaeronu, gdzieś daleko. Najlepiej do Stormwind lub jakiegoś innego, dużego miasta. - Brzmiało to trochę, jak rozpaczliwa prośba.
- No cóż. Myślę, że jest to możliwe, aczkolwiek bardzo trudne. Magowie z Dalaranu mają swoich ludzi praktycznie na całym kontynencie, ba, nie wiem nawet, czy udałoby ci się ukryć w Stormwind. Jeśli jednak chcesz się tam udać, to ja postaram ci się pomóc - odpowiedział dość rzeczowo, jak osoba, która zna się na uciekaniu, a tym bardziej na ukrywaniu.
- Jesteś moim wybawcą. Ucieknę i zacznę nowe, wolne życie. Za parenaście lat o mnie zapomną, to może tu wrócę. Wypijmy grzane wino, potem zamówimy pokoje i rano wyruszymy.
Gawędzili przy trunkach jeszcze kilkadziesiąt minut, następnie zamówili pokoje i położyli się spać. Ivandrill, nim zasnął, wparywał się ciągle w okno. Na dworze zaczęła się zadymka snieżna. Opad niemiłosniernie uderzał o okno, jednak podróżnego widocznie cieszył ten widok. Rozmyślał o ostatnich wypadkach, o przyszłości, czuł ulgę, że będzie mógł się ukryć i zacząć nowe życie. W końcu zasnął.

***

Była już późna noc. Nikt w głownej sali gospody nie siedział, prócz drzemiącego karczmarza. Na palenisku kominka tlił się niewielki ogień, który lekko oświetłał izbę. Gospodarz nagle usłyszał pukanie i otworzył drzwi. Widok, który przed nim się ukazał, był co najmniej zaskakujący.
- Witamy. Jesteśmy tu z polecenia najwyżeszego maga Dalaranu w celu znalezienia groźnego mordercy - Ivandrilla. Doszły nas słuchy, że prawdopodobnie znajduje się gdzieś w pobliżu. Jeśliby mógł nam pomóc, bylibyśmy niezmiernie wdzięczni - rzekł brodaty osobnik ubrany w fioletowe szaty. Obok niego stał drugi, podobny do niego człowiek.
- Witajcie. Powiadacie - groźny zabójca Ivandrill ? Nie jestem pewien, ale myślę, że mogę panom pomóc. Otóż przyszedł do nas dzisiaj groźno wyglądajacy typ, cały zakapturzony - powiedział ze wzdrygnięciem- Poprosił o strawę, nastepnie rozmawiał z jakimś elfem. Teraz śpi na trzecim piętrze mojej gospody. Mogę was zaprowadzić, a wy go aresztujecie - rzekł z zadowoleniem stary karczmarz.
Te trzy osoby udały się schodami na górę. Nagle do pokoju Ivandrilla wbiegł Nadir. Obudził Ivandrilla.
- Ivandrill - krzyknął - jesteśmy otoczenie. Przyszli po ciebie z Dalaranu. Nie ma jak stąd uciec, musimy się bronić.
- Niech tak się stanie - powiedział Ivandrill, następnie dobył swej rożdzki i czekał na najgorsze.
Rozległ się donośny dźwięk. Drzwi został doszczętnie zniszczone, kawał tynku z przyległych ścian wyleciał w powietrze. Do zakurzonego pomieszczenia weszło dwóch magów.
- W imieniu arcymaga Antonidasa nakazujemy ci opuszczenie broni i oddanie się do naszej dyspozycji, Jesli tego nie zrobisz, czeka cię śmierć - krzyknął jeden z magów.
- Żywcem mnie nie weźmiecie - odkrzyknął Ivandrill - Nadir, musimy ich zabić.
- Niech tak się stanie - krzyknął w biegu - Ginćie
Nagle w całym pomieszczeniu zaświeciało, rozległ się donośny huk. Zaczęły latać rożne snopy światła - raz niebieski, raz fioletowy czy żołty. W całym pomieszczeniu zrobiło się niezwykle zimno, ściany zostały pokryte szronem
-Aaaaaah .... - ktoś krzyknął przerażająco i walka na chwilęustała. Okazało się, że Nadir zginął.
- Jak mogliście, wy podłe szuje - krzyknął Ivandrill z bołem i wśćiekłością. Podnióśł swe dłonie, wokół których zaczęły się tworzyć latające, niebieskie kule. Machnął następnie ręka w kierunku magów, jeden z nich rozleciał się jak spadający sopel lodu, drugi przewrócił się, lecz nadal żył. Po chwili wstał i bój rozgorzał na nowo. Co chwila latały strumienie światła, jakby zmaterializowane. Nagle Ivandrill został uderzony pociskiem maga z Dalaranu i odrzuciło go aż do sciany. Z jego skroni zaczęła sączyć się obficie krew. Wydawało się, że już nie wstanie. Jego przecwinik postanowił rzucić w niego ostateczny czar. Ivandrill zebrał jednakże resztki sił i cisnął lodową lance w dłoń czarodzieja. Jego ręka została zmiażdżona, z bólu opadł na ziemię. Poszukiwany za morderstwo postanowił dokończyć dzieło i rzucił kulę lodu na bezbronnego wroga. To był jego koniec.
- Musze stąd uciekać jak najszybciej, bo niedługo zacznie mnie gonić całe Dalaran - pomyślał i szybko wybiegł ze zniszczonego pokoju.
Gdy biegł przez korytarz spotkał zaskoczonego karczmarza.
- Starcze, muszę ci się odpłacić za twoją przysługę - powiedział z uśmieszkiem Ivandrill. Wyciąnął sztylet i poderżnął gardło właściciela gospody. Po zabiciu go kontynuował swoją ucieczkę. Za nim wiła się niebieska mgła, a ściany zaczął pokrywać lód. Dobiegł w końcu do swojego konia.
- Ucieknę stąd byle gdzie, jak najdalej. Nie czas na myślenie, czas na uciekanie - powiedział do siebie i dobył wierzchowca. Puścił się cwałem w nicość ciemnej, grudniowej nocy.


Ostatnio zmieniony przez Ivandrill dnia Nie 22:14, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Nie 22:10, 13 Cze 2010 Zobacz profil autora
Umsar
Admin Pomocniczy
Admin Pomocniczy


Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Post
Bardzo ładnie Ivan, winnyś pisać więcej : D
Nie 22:36, 13 Cze 2010 Zobacz profil autora
combie
Członek Gildii
Członek Gildii


Dołączył: 01 Gru 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Post
Trochę błędów językowych. Zdanie ,,Wzbudzali strach i niepewność, każdy kto, ujrzałby ich, poczułby, że zbliża się koniec jego dni." nie za bardzo mnie się podoba. Trochę za słabe uczucia wg. mnie wywołała śmierć przyjaciela. Ja bym to rozwinął, chyba, że tak miało być, może Ivandrill ma też lodowe serce... Poza tym w porządku. Opisy dobre. Ciesze się, że zacząłeś pisać własny cykl.
Pon 19:51, 14 Cze 2010 Zobacz profil autora
Ivandrill
Guild Master
Guild Master


Dołączył: 27 Lis 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Post
To zdanie jest poprawne, jest to zdanie wielokrotnie zlozone. Troche rozbudowane, ale trzyma sie kupy. Literowki poprawie.
Wto 19:40, 15 Cze 2010 Zobacz profil autora
Ikaryndia
Użytkownik


Dołączył: 06 Lut 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

Post
Błąd w 1-szym akapicie "osiodłać kona" znaczy zakładać mu siodło, wiec twoja postać dosiadała go... Tp chyba jedyna poprawka jako mogę doradzić, bo reszta bardzo mi się podobała Uśmiech z przymróżeniem oka I nie widzę błędów w tym zdaniu co się Combie czepiasz.
Pią 21:07, 25 Cze 2010 Zobacz profil autora
Gość






Post
Całość mi się bardzo podobała, bardzo fajnie napisane .
Nie 22:59, 11 Lip 2010
Gość






Post
Fajnie sie to czyta, widac ze sie napracowałes
Pon 17:33, 12 Lip 2010
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum www.tpbrp.fora.pl Strona Główna » Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin